matka-boza-laskawaI dano Niewieście dwa skrzydła orła wielkiego…
Ap XII, 14

Niespełna 3 lata przed wybuchem II wojny światowej Chrystus Pan domagał się od Polski żarliwszego kultu Najświętszego Imienia Maryi. W objawieniu 15 września 1936 r. powiedział do polskiej mistyczki, służebnicy Bożej s. Leonii Nastał BDNP:
„(…) Prymas Polski, łącznie z biskupami i rządem powinni się postarać u Stolicy Świętej o przywilej obchodzenia z całą okazałością dnia Imienia swojej Królowej.
Maryja, to Imię tak potężne. Niczego nie mogę odmówić duszy, gdy błaga w Imię Maryi. Na wezwanie tego imienia pierzchają szatani – bo to Imię Najświętsze.”
Jeśli nie można udowodnić autentyczności objawienia, to jednak można wykazać, że w słowach tych istotnie zawiera się wola Boża i że właśnie teraz jest kai¬ros, kiedy Najświętsze Imię Maryi ma się objawić (a tym samym, że Imię to musi być pierwej uczczone); a gdyby nawet pozostały co do tego wątpliwości, to – tak czy inaczej – jest to postulat ze wszech miar słuszny.

Aby zrozumieć, dlaczego Pan Jezus w tej epoce ostatecznego zmagania się światła z ciemnością może domagać się podniesienia rangi liturgicznego obchodu Najświętszego Imienia Maryi, trzeba prześledzić genezę tego święta.
Wiadomo, że wprowadził je w całym Kościele powszechnym bł. Innocenty XI na prośbę Jana III Sobieskiego dla uczczenia wiktorii wiedeńskiej 1683 r. „Pobożny król Jan chciał, by pamiętano po wieczne czasy, że w Imię Maryi można pokonać nawet najpotężniejszego wroga”. Ale zgoła nie wszyscy wiedzą, że król zwrócił się z tym do Ojca św. nie z własnej inicjatywy, ale z inspiracji swego spowiednika, o. Stanisława Papczyńskiego , założyciela Zgromadzenia Księży Marianów Niepokalanego Poczęcia NMP, który był także spowiednikiem nuncjusza apostolskiego w Polsce, Abpa Antonia Pignatellego, późniejszego papieża Innocentego XII; i że wcale nie doszłoby do tego wspaniałego zwycięstwa, które złamało potęgę tureckiego imperium, gdyby nie interwencja samej Królowej wniebowziętej, która się objawiła na modlitwie temuż o. Stanisławowi, gdy posłowie papieski i cesarski bezskutecznie błagali bezradnego króla polskiego o pomoc. Gdy już miano im zakomunikować o stanowczej odmowie Sejmu , ten święty mąż wchodząc na salę obrad Senatu zawołał: „Zapewniam cię, Królu, Imieniem Dziewicy Maryi, że zwyciężysz i okryjesz siebie, rycerstwo polskie i Ojczyznę nieśmiertelną chwałą”. – To jedno zdanie wypowiedziane z mocą przesądziło o jednomyślnej zgodzie Sejmu. A zatem bł. Innocenty XI ustanowił święto imienia Maryi na uczczenie zwycięstwa wiary w obietnicę, którą dała Królowa Polski wniebowzięta! Tak czy inaczej, „Imieniem Maryi” nazwano Jej zwycięstwo, które było zwycięstwem oręża polskiego: miecza i różańca św. – razem, nie osobno! Jakoż wyprawie armii polskiej pod Wiedeń towarzyszyła potężna modlitwa ogromnych rzesz oddanego swej Królowej Narodu. Przede wszystkim cała armia Sobieskiego była wojskiem maryjnym. W czasie drogi wszyscy modlili się na różańcu, a na postojach odprawiali Drogę Krzyżową, codziennie uczestnicząc we Mszy świętej! Budującym dla wszystkich przykładem żarliwej i niestrudzonej modlitwy była królowa Marysieńka, która przez cały ten czas pozostawała w Krakowie. A w tym czasie, kiedy nasi rycerze walczyli pod Wiedniem, wyruszył z katedry na Wawelu w kierunku kościoła Mariackiego procesjonalny pochód „wojska duchowego”. Tego dnia wszyscy mieszkańcy Krakowa zmobilizowali się do gorącej modlitwy różańcowej. Ustał handel, nie myślano o pracy zarobkowej ani nawet o przygotowaniu posiłków. Ważne było tylko jedno: wymodlić zwycięstwo! Nie dziwimy się więc, że ówczesne opisy mówią: „nie ma o tym dubium (tzn. wątpliwości), że Kraków wymodlił to zwycięstwo…!”.
Warto w tym miejscu zauważyć, że Matka Boża, z góry zapewniając o zwycięstwie, jednocześnie pociągnęła lud do modlitwy. Obietnica zwycięstwa nie stała się więc powodem do wystawiania Boga na próbę, ale – przeciwnie – do żarliwej, jednomyślnej modlitwy zanoszonej z wielką ufnością i mocą przekonania. W ten sposób zostały spełnione wszystkie warunki skuteczności modlitwy wspólnotowej, jak pisał Apostoł: I ta jest ufność, którą mamy do Niego [tj. Syna Boga], iż jeślibyśmy o co prosili według woli jego, słucha nas. A jeśli wiemy, że wysłuchuje nas, o cokolwiek byśmy prosili, wiemy, iż mamy te rzeczy, które wyprosiliśmy od Niego (1 J V, 14-15).
Aby wyjaśnić, dlaczego wystąpienie o. Stanisława na forum Senatu nie wywołało ani jednego głosu sprzeciwu ani nawet wątpliwości, i aby zrozumieć fenomen maryjności wojska polskiego, trzeba przypomnieć istotne fakty historyczne, w których kryje się klucz do rozbudzenia tego samego ducha maryjnego w Narodzie. Fakty te, długo okryte całunem milczenia, od kilku zaś lat szeroko opisywane w książkach i prasie katolickiej, stanowią wyjaśnienie, dlaczego Pan Jezus domaga się od nas nadania temu świętu szczególnej rangi.
Otóż – jak wiadomo – wiele narodów ogłosiło Matkę Bożą swoją królową lub patronką, ale tylko jeden jest, który Ona sama nazwała swoim królestwem. Było to wieczorem 14 sierpnia 1608 r. w Neapolu, po pierwszych nieszporach uroczystości Wniebowzięcia NMP, gdy świątobliwy jezuita, o. Giulio Mancinelli, dawny przyjaciel z nowicjatu św. Stanisława Kostki, modląc się zapragnął pozdrowić Ją tytułem, jakim jeszcze nikt Jej nie uwielbiał. Wtedy Królowa wniebowzięta objawiła się mu i odczytując pragnienie jego serca przemówiła: „Dlaczego nie nazywasz mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dlań zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie pałają jego synowie”. Wkrótce potem, za pozwoleniem swych przełożonych, którzy objawienie to zbadali, o. Mancinelii przekazał tę radosną wiadomość ks. Piotrowi Skardze i jezuitom w Polsce. Oni z kolei donieśli o tym królowi Zygmuntowi III. Niespełna 2 lata później ten włoski mistyk i cudotwórca, mimo sędziwego wieku, wyruszył w pieszą pielgrzymkę z Neapolu do Polski. 8 maja 1610 r. doszedł do Krakowa, gdzie był entuzjastycznie i uroczyście witany przez króla i wszystkie stany. Tutaj, w czasie sprawowania Mszy św. w katedrze na Wawelu, ponownie ukazała mu się Maryja w wielkim majestacie i powiedziała: „Jam jest Królowa Polski. Jestem Matką tego narodu, który jest mi bardzo drogi więc wstawiaj się do Mnie za nim i o pomyślność tej ziemi błagaj Mnie nieustannie, a Ja będę ci zawsze, tak jak teraz, miłosierną”. Jednakże oficjalna intronizacja Królowej Polski wniebowziętej nastąpiła dopiero 46 lat później, w dramatycznych okolicznościach potopu szwedzkiego. Zrozpaczeni biskupi polscy pisali wtedy do Papieża: „Zginęliśmy, jeśli Bóg nie zlituje się nad nami”. Hierarchowie prosili o pomoc finansową do walki ze Szwedami, którzy wskutek spisku 4 domów magnackich zajęli ogromną część Rzeczypospolitej niemalże bez walki, po czym przystąpili do grabieży na niespotykaną w historii chrześcijańskiej Europy skalę, zaś wschodnie tereny państwa polsko-litewskiego znalazły się pod okupacją rosyjsko-kozacką. Opuszczonemu przez Naród królowi Janowi Kazimierzowi przekazano zaskakującą odpowiedź Ojca św. Aleksandra VII, który odmówił pomocy przypominając o tzw. „Sprawie Mancinellego”. Papież zapewnił, że pomoc Polsce nie będzie potrzebna, jeśli król przekaże władzę Rzeczypospolitej Obojga Narodów w ręce Bogurodzicy, obierając Ją Królową Polski, jak sama tego chciała. I oto gdy tylko Jan Kazimierz zastosował się do tej rady , Matka Boża rzeczywiście – zgodnie z zapewnieniem papieskim – wzięła losy Ojczyzny naszej w swoje ręce. Odtąd cały naród zjednoczył się wokół swego prawowitego króla, a Szwedzi oraz inni najeźdźcy zaczęli ponosić klęski.
Nie bez powodu 27 lat później wspomniany już nuncjusz apostolski w Warszawie, arcybiskup Pignatelli, nawiązując do objawień o. Mancinellego, tuż przed wyprawą armii polskiej na odsiecz Wiedniowi powiedział do hetmana wielkiego koronnego Stanisława Jabłonowskiego: „Szczęśliwe narody, które mają taką historię, jak Polska, szczęśliwszego od was nie widzę państwa, gdyż wam jedynym zechciała być Królową Maryja, a to jest zaszczyt nad zaszczyty i szczęście niewymowne; obyście to tylko zrozumieli sami!” – Tak oto po raz pierwszy uznano posłannictwo Polski w Kościele powszechnym. Możemy się domyślać, że przyszły papież wypowiedział te słowa w imieniu ówczesnego papieża, bł. Innocentego XI, który wkrótce po tym zwycięstwie zmienił czarnego orła w swoim herbie na orła białego. Zapewne chciał przez to nie tylko wyrazić nam swoją wdzięczność, ale też chyba zaszczepić w sercach naszych wiarę, że właśnie przez Polskę ma się dokonać zwycięstwo Niepokalanego Serca Maryi. Zapewne ten święty papież miał przed oczyma apokaliptyczną wizję Niewiasty, która porodziła syna, mężczyznę mającego wszystkie narody paść rózgą żelazną, której właśnie na to dano dwa skrzydła orła wielkiego; i zapewne wyobraził sobie te skrzydła na sposób bardzo konkretny: jako skrzydła husarii.
Najświętsze Imię Maryi miało się znowu objawić w roku 1920 – tym razem nie tylko w działaniu, ale także w osobie Matki Bożej Łaskawej, Patronki Warszawy, która ukazała się publicznie nad wojskiem polskim podczas Bitwy Warszawskiej: 14 sierpnia w Ossowie i 15 sierpnia w Wólce Radzymińskiej.
I znowu objawienie się Imienia Współ-odkupicielki wiązało się z proroctwem. – Już w Wielki Piątek roku 1872, czyli na 5 lat przed objawieniami w Gietrzwałdzie, Matka Najświętsza obwieściła naszej mistyczce Wandzie Malczewskiej: „Skoro Polska otrzyma niepodległość, to niezadługo powstaną dawni gnębiciele, aby ją zdusić. Ale moja młoda armia, w imię moje walcząca, pokona ich, odpędzi daleko i zmusi do zawarcia pokoju. Ja jej dopomogę”. Z kolei w roku następnym Niepokalana objawiła się tejże mistyczce w uroczystość Wniebowzięcia, mówiąc: „Uroczystość dzisiejsza niezadługo stanie się świętem narodowym dla was, Polaków, bo w tym dniu odniesiecie zwycięstwo nad wrogiem dążącym do waszej zagłady.”
Prawdziwość tych objawień potwierdziły późniejsze fakty historyczne, których nie sposób było ukartować. A skoro pierwsza część proroctwa zaczęła się wypełniać, Polacy uwierzyli także w drugą jego część: w obietnicę interwencji z Wysoka. Słowa te, powtarzane z ust do ust, podnosiły na duchu i rozpalały entuzjazm ufnej, jednomyślnej narodowej modlitwy – uświęconej nadprzyrodzoną wiarą armii narodowego zbawienia, o którą wołali Biskupi Polscy z jasnogórskiego szczytu 7 lipca 1920 r. Zaistniała bowiem sytuacja stanowiąca podatny grunt dla orędzia z Gietrzwałdu, gdzie Królowa Polski wniebowzięta objawiła się w okresie prześladowań Narodu i Kościoła w zaborach rosyjskim i pruskim. (Miało to miejsce na Warmii, gdzie natenczas nie wolno było mówić po polsku, Maryja zaś objawiła się w królewskim majestacie i mówiła po polsku, budząc na nowo ducha i nadzieje Polaków.) Całe zaś przesłanie Gietrzwałdu można streścić w jednym zdaniu: Polska koniecznie musi stać się królestwem Różańca świętego! – I oto już 43 lata później miało się istotnie okazać, że niepodległość, która po 123-letniej epoce rozbiorów trafiła się nam niespodziewanie, byłaby nie do utrzymania bez złożenia losu Ojczyzny w dłonie Królowej Różańca świętego. – Mamy tu praktyczne potwierdzenie słów «Pięknej Pani» z Fatimy: „Jestem cała w Różańcu, tam Mnie szukajcie – tam Mnie znajdziecie”.
Trzeba też koniecznie zwrócić tu uwagę na jeden istotny szczegół: sformułowanie użyte przez Matkę Dziewiczą, które oznacza, że Polska jest Jej królestwem: „moja młoda armia, w imię moje walcząca” – nie armia „polska” ani „wasza”, lecz: „moja”, co stanowi aktualizację Jej proroctwa: «uczynił mi wielkie rzeczy Potężny i święte Imię Jego» (Łk I, 49). Również nuncjusz apostolski w Polsce Achilles Ratti, późniejszy papież Pius XI, który współprzewodniczył narodowej modlitwie Polaków na Placu Zamkowym w Warszawie, nazywał Cud nad Wisłą „zwycięstwem Maryi” , wyznając tym samym, że armia polska istotnie walczyła w imię Maryi.
Degradowanie tych objawień do rzędu ciekawostek jest równoznaczne z degradowaniem do rzędu jakiejś opinii kwestii, czy istnieje Bóg, albo czy Polska ma być orłem wielkim, czy papugą narodów. Albowiem lekceważenie wzniesionego ramienia Wszechmocnego to lekceważenie samego Pantokratora. Natomiast wykazanie, że cud nad Wisłą był obiecaną interwencją z Wysoka, stanowi klucz do duchowego odrodzenia Polski i całej Europy, stosownie do modlitwy proroka:
JHWH, Twa ręka wzniesiona. Oni jej nie dostrzegają. Niech ujrzą ku swemu zawstydzeniu zazdrosną dbałość Twoją o lud; ogień zaś zgotowany dla Twych wrogów niech ich pożre! JHWH, użyczysz nam pokoju, bo i wszystkie nasze dzieła Tyś nam zdziałał! (Iz XXVI, 11-12).
Przede wszystkim trzeba sobie uzmysłowić, że wojna polsko-bolszewicka była konsekwencją tego, przed czym ostrzegała Królowa Proroków w Fatimie. Lord Edgar Vincent d’Abernon, członek brytyjskiej Misji Wojskowej, bezstronnie opisując fakty historyczne, których był naocznym świadkiem, w książce p.t. „Osiemnasta decydująca bitwa w dziejach świata” stwierdził: „Zdaniem mojem nie ulega żadnej wątpliwości, że bitwa pod Warszawą w 1920 roku posiada wiele tych cech, które są konieczne, jeżeli pewne wydarzenia mają mieć wszechświatowe znaczenie. Walczące ze sobą cywilizacje były do gruntu odmienne, cele i metody przeciwników najostrzej sprzeczne ze sobą, nie była to więc waśń pokrewnych sobie plemion, lecz raczej zmaganie się zbrojne dwóch zasadniczo rozbieżnych światopoglądów”. „[…] Bitwa pod Tours ocaliła naszych brytyjskich przodków oraz ich galijskich sąsiadów od jarzma Koranu. Natomiast bitwa pod Warszawą, rzec można śmiało, wybawiła Środkową, a także częściowo i Zachodnią Europę od jeszcze bardziej wywrotowego niebezpieczeństwa, to jest od fanatycznej tyranii Sowietów”. „W wielu sytuacjach historycznych Polska była przedmurzem Europy przeciw inwazji azjatyckiej. W żadnym atoli momencie zasługi położone przez Polskę nie były większe, w żadnym momencie niebezpieczeństwo nie było groźniejsze”. „Współczesna historia cywilizacji mało zna wydarzeń posiadających znaczenie większe od bitwy pod Warszawą w roku 1920. Nie zna zaś ani jednego, które by było mniej doceniane”. (…) Gdyby bitwa pod Warszawą zakończyła się była zwycięstwem bolszewików, nastąpiłby punkt zwrotny w dziejach Europy, nie ulega bowiem najmniejszej wątpliwości, iż z upadkiem Warszawy środkowa Europa stanęłaby otworem dla propagandy komunistycznej i dla sowieckiej inwazji.”
Aby wykazać, że Bitwa Warszawska i cała wojna polsko-bolszewicka 1919-1921 ma ścisły związek z objawieniami w Fatimie, trzeba choćby w telegraficznym skrócie prześledzić istotne fakty historyczne:
Wybuch tej wojny był nieunikniony choćby z tego względu, że okupacyjna niemiecka armia Ober-Ost, zajmująca front o długości 2500 kilometrów od Zatoki Botnickiej po Morze Azowskie, przekazywała zajmowane tereny bolszewikom, na mocy tajnego z nimi układu. Początkowo wojsko polskie odnosiło łatwe sukcesy dzięki uwikłaniu Armii Czerwonej w walkę z białą armią generała Antona Denikina. Jednakże wobec fiaska negocjacji z tym ostatnim Piłsudski podjął decyzję o wstrzymaniu działań wojennych. Ale oto w pierwszej połowie roku 1920 szala zwycięstwa w wojnie domowej w Rosji raptownie przechyliła się na stronę bolszewików, tak, iż niespodziewanie zyskali oni absolutną przewagę nad Polską, której sytuacja polityczna, ekonomiczna i militarna stawała się, po ludzku sądząc, katastrofalna, by nie powiedzieć tragiczna. Zarzucano nam „imperialistyczne zapędy”. Natomiast zupełnie bezkrytycznie wierzono Leninowi, który utwierdzał świat w przekonaniu, że „socjalizm jest przeciwny przemocy wobec narodów” (!). Na te puste słowa większość przywódców państw europejskich dała się nabrać. W efekcie Polska zmagała się z nawałą bolszewicką niemal zupełnie osamotniona. Rząd czechosłowacki oficjalnie odmówił zgody na tranzyt francuskiej broni dla Polski przez swoje terytorium. To samo stanowisko względem Polski zajęły Niemcy i Wolne Miasto Gdańsk. Jedynym państwem, które pośpieszyło Polsce z pomocą, były Węgry, które wysłały do Polski prawie cały zapas amunicji, jakim kraj ten dysponował (drogą okrężną przez Rumunię) , zaś jedynym znaczącym wsparciem militarnym dla Polski było kilkunastotysięczne wojsko ukraińskie. Za to w szeregach Armii Czerwonej walczyło około 100 tysięcy Niemców (w tym 80 tysięcy marksistowskich rewolucjonistów ze Związku Spartakusa) . Niemcy też dostarczały Armii Czerwonej ogromne ilości amunicji.
Poza miażdżącą przewagą militarną (zarówno gdy idzie o liczebność, uzbrojenie i doświadczenie w bojach) Sowieci mieli także przewagę, o której mówiła Matka Boża w Fatimie: propagandę, która skutecznie szerzyła po świecie swoje kłamstwa. Dzięki niej rewolucja bolszewicka cieszyła się dużym poparciem wśród zachodnioeuropejskich robotników; dlatego wieści o wojnie polsko-sowieckiej w wielu miastach wywołały wrzenie rewolucyjne, co wzbudziło zrozumiałą wstrzemięźliwość rządów państw w opowiadaniu się po stronie Polski, a w angielskich i niemieckich portach wybuchły strajki, które utrudniały dostarczanie zaopatrzenia dla polskiej armii.
Wojsko polskie, sformowane w znacznej mierze z ochotników i poborowych, miało znacznie mniejszą wartość bojową, ustawicznie brakowało mu amunicji, a od lipca 1920 r. jego morale raptownie upadło; natomiast Armia Czerwona szła jak burza. Lord d’Abernon wspominał: „Nic nie zdawało się być bowiem tak pewnem jak to, że wojska sowieckie zdobędą Warszawę bądź szturmem, bądź też przez otoczenie jej od południa. Rosyjski dowódca Tuchaczewski nie miał najmniejszej wątpliwości, iż w jego rękach leży zwycięstwo. Wojska polskie cofały się w popłochu przez sześć tygodni z rzędu, robiąc dziennie przeciętnie po dziesięć mil angielskich, dowódcy zaś – zdawałoby się – stracili ufność w jakąkolwiek możliwości ratunku”. Utworzony 30 lipca 1920 r. w Białymstoku Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski już przed rozpoczęciem Bitwy Warszawskiej wydrukował odezwy, afisze i postdatowane dodatki do gazet mówiące o zdobyciu stolicy, przejęciu władzy w Polsce i „proklamowaniu Polskiej Republiki Radzieckiej”. (Cały ten ogromny nakład po 15 sierpnia poszedł na przemiał…) – Już samo to powinno wystarczyć za dowód, że w najbardziej krytycznym momencie wojny musiały włączyć się do niej moce nadprzyrodzone…
W święto Przemienienia Pańskiego 6 sierpnia 1920 r. z inicjatywy Kardynałów Dalbora i Kakowskiego została oficjalnie podjęta powszechna ogólnopolska krucjata modlitewna w formie Nowenny w intencji Ojczyzny, od 6 do 15 sierpnia. W Warszawie w każdym kościele odbywała się całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu. Wcześniej zaś, 19 czerwca, Ojczyzna została oficjalnie zawierzona Sercu Jezusowemu z udziałem Naczelnika Państwa i najwyższych władz kościelnych i państwowych, czego uroczystym dopełnieniem był Akt Poświęcenia Polski Najświętszemu Sercu Jezusa przez Episkopat Polski zebrany na Jasnej Górze 27 lipca. Tego samego dnia Maryja została ponownie obrana Królową Polski. W międzyczasie Biskupi Polscy zebrani tamże 7 lipca wystosowali 3 płomienne listy z rozpaczliwym apelem o modlitwę za Polskę: do papieża Benedykta XV, do biskupów świata oraz list pasterski do wiernych. „Ojcze Święty! – pisali – (…) Jeśli Polska ulegnie nawale bolszewickiej, klęska grozi całemu światu, nowy potop ją zaleje, potop mordów, nienawiści, pożogi, bezczeszczenia krzyża…” . Podobna diagnoza, zawarta w liście do biskupów świata, stanowi jakby uzupełnienie i konkretyzację orędzia, które 3 lata wcześniej Królowa Pokoju powierzyła trojgu portugalskim pastuszkom: „Dla wroga, który nas zwalcza, nie jest bynajmniej Polska ostatnią przystanią dla jego trofeów; lecz jest mu raczej etapem tylko i pomostem dla zdobycia świata (…). Zwracamy się przeto z prośbą o ratunek; nie o pieniądze was prosimy, nie o amunicję, nie o wojskowe zastępy, nie prosimy was o to, (…). Pokoju pragniemy i o pokój się modlimy i was dlatego, najczcigodniejsi bracia, o broń prosimy pokoju, jaką jest modlitwa. Prosimy was o szturm modłów do Boga za Polskę”.
Tymczasem Rosjanie kierowali się logiką zastraszania, aby zdusić w zarodku wszelki opór. 29 maja 1920 r. na łamach „Izwiestii” zostały opublikowane wytyczne dla Armii Czerwonej co do trybu postępowania na zajmowanych (zdobytych) polskich ziemiach: „Zastosować mamy terror przeciwko polskim włościanom, wybijając ich do nogi. Mamy zastosować terror wobec ogółu Polaków, biorących jakikolwiek udział w walce przeciwko władzy Sowietów”. Ale oto logika ta wywołała efekt odwrotny od zamierzonego: Przerażające wieści o bestialstwach żołnierzy bolszewickich zmobilizowały cały Naród do modlitewnego pospolitego ruszenia. W obliczu nadciągającego nieszczęścia modlono się nie tylko w Warszawie i na Jasnej Górze, gdzie tłumy leżały krzyżem, ale niemal wszędzie. W Stolicy kościoły nie mogły pomieścić wszystkich wiernych, choć otwarte były cała dobę. Przed figurą Najświętszej Panny znajdującej się na otwartej przestrzeni Krakowskiego Przedmieścia czuwano bez przerwy. Ale wielka narodowa modlitwa 1920 roku to nie tylko Msze św., procesje pokutne, akty poświęcenia… Kościoły wypełniali po brzegi ludzie z różańcami w dłoniach, śpiewający wspólnie suplikacje, ślący do Nieba litanie. Każdy dom stał się miejscem modlitwy, a każda figura przydrożna gromadziła modlących się na kolanach.
Można bez cienia przesady powiedzieć, że był to moment dziejowy, kiedy Biskupi Polscy wzięli w swe ręce ster Narodu. Wykazując się odpowiedzialnością, godną podziwu rezolutnością oraz iście profetyczną odwagą, podjęli bezprecedensową aktywność duszpasterską, społeczną oraz dyplomatyczną, na wszelkie możliwe sposoby wspierając władze państwowe oraz umacniając jedność narodową, o którą wołali od tronu Królowej Polski w liście pasterskim 7 lipca: «Ut unum sint!»… – I rzeczywiście, jednocząc rodaków zdołali „przełamać obojętność i zwątpienie i wszelką klasową partyjność i zbudzić w narodzie bogate, drzemiące w nim siły i do zwycięstwa go poprowadzić”. Ich bezgraniczne, dziecięce zaufanie Najświętszemu Sercu Pantokratora oraz Królowej Polski, Virgini potenti, udzieliło się Narodowi, uskrzydlonemu niebieską obietnicą zwycięstwa, dzięki czemu musiało niezawodnie się ziścić nam to, o czym zapewnił z mocą Pan Jezus: Wszystko, [o] co modlicie się i prosicie, wierzcie, że otrzymaliście, a stanie się wam (Mk XI, 24).
Aby zaś w pełni zrozumieć, dlaczego hasła komunistycznej propagandy nie znajdowały w naszym kraju podatnego gruntu i dlaczego właśnie Polska otrzymała posłannictwo, aby zatrzymać rozpędzoną machinę bolszewickiej rewolucji, trzeba odwołać się do maryjnego i prowidencjalistycznego wymiaru naszej narodowej kultury, i przypomnieć rolę, jaką w dziejach Ojczyzny naszej odegrali wieszcze, natchnieni poeci romantyczni, których Naród umęczony uznał za swych duchowych przywódców. Oni to w najwznioślejszych słowach wyjaśniali mu sens cierpienia usposabiając do wytrwania w wierności Bogu, Krzyżowi i Ewangelii. W kontekście wojny polsko-bolszewickiej dość zacytować quasi-refren Psalmu Miłości:
Jeden tylko, jeden cud:
Z Szlachtą polską – polski Lud.
Jakoż to był pierwszy cud, którego bolszewicy się nie spodziewali: zupełna bezradność komunistycznych agitatorów, doświadczonych wichrzycieli będących forpocztą Armii Czerwonej (!)…
W tym świetle trudno uznać za przypadkową zbieżność tego, że orędzie naszych wieszczów znajduje potwierdzenie i swoiste streszczenie w tajemnicy fatimskiej, zwłaszcza w jej III części, ujawnionej w roku Wielkiego Jubileuszu 2000. Za egzegetyczny do niej klucz można uznać wyjątek z historiozoficznej introdukcji do proroczego poematu Przedświt, gdzie Zygmunt Krasiński dał nam wyjaśnienie symbolu krwi Męczenników wypływającej z ramion Krzyża Historii, którą Aniołowie skrapiali dusze zbliżające się do Boga – wyjaśnienie tym bardziej wiarygodne, że opublikowane na 74 lata przed objawieniem się Królowej Proroków trojgu portugalskim dzieciom:
Trzeba było śmierci naszej, trzeba będzie naszego wskrzeszenia – na to, by słowo Syna człowieczego, wieczne słowo życia, rozlało się na okręgi społeczne świata. – Właśnie przez naszą narodowość, umęczoną na krzyżu Historii, objawi się w sumieniu Ducha ludzkiego, że sfera polityki musi się przemienić w sferę religijną – i że Kościół Boży na tej ziemi to nie tylko to lub ono miejsce, ten lub tamten obrząd, ale cały planeta i wszystkie, jakiekolwiek być mogą, stosunki tak osobników, jak narodów między sobą!
“Domini est terra et plenitudo eius, orbis terrarum et universi, qui habitant in eo.” (Psal. XXIII, 1).
W tym kontekście dalsze słowa tego Psalmu:
Kto wstąpi na górę JHWH,
kto stanie w Jego świętym miejscu?
nieodparcie kojarzą się z owym Biskupem odzianym w biel, wspinającym się na stromą górę, na której szczycie znajdował się ów wielki Krzyż – zwłaszcza nam, znającym wizję Mickiewicza włożoną w usta ks. Piotra z III części Dziadów:
Krzyż ma długie, na całą Europę ramiona,
Z trzech wyschłych ludów, jak z trzech twardych drzew ukuty. –
Już wleką; już mój Naród na tronie pokuty –
(…)
On skonał!
Ku niebu, on ku niebu, ku niebu ulata!
I od stóp jego wionęła
Biała jak śnieg szata –
Spadła, – szeroko – cały świat się w nią obwinął.
(…)
Któż ten mąż – To namiestnik na ziemskim padole.
(…)
To namiestnik wolności na ziemi widomy!
On to na sławie zbuduje ogromy
Swego kościoła!
Nad ludy i nad króle podniesiony;
Na trzech stoi koronach, a sam bez korony:
A życie jego – trud trudów,
A tytuł jego – lud ludów;
Z matki obcej, krew jego dawne bohatery,
A imię jego czterdzieści i cztery.
Sława! sława! sława!
Sama postać Ojca świętego jest historycznym symbolem przemiany sfery polityki w sferę religijną; wszak Chrystus – jak wyjaśnia wieszcz w Księgach Narodu Polskiego – wypędziwszy Imperatorów zatknął krzyż swój na stolicy ich , czyniąc ją stolicą świętą, tronem Jego ziemskiego namiestnika. A moment, w którym Matka Słowa objawiła się w Fatimie, jest zgoła nieprzypadkowy, bo właśnie w tym momencie dziejowym Pantokrator strącił z tronów trzech imperatorów: rosyjskiego, niemieckiego i austro-węgierskiego, z których każdy uzurpował sobie tytuł Cesarza rzymskiego, abyśmy rozpoznali Męża naznaczonego w misterium 13 maja jako tego, który na trzech stoi koronach, a sam bez korony.
A jak ta przemiana ma się to dokonać? – Odpowiedź znajdujemy w pierwszej z alegorycznych wizji poetyckiej części tego arcydzieła, gdzie Maryja powraca jako Królowa Polski prowadząc wojsko polskie duchów – dawnych bohaterów:
W dawnym polskich bitew stroju,
Przebóstwieni – rozzłoceni,
Przesuwają się w przestrzeni,
Jakby znowu szli do boju!
Srebrne skrzydła, w zbroję wtknięte,

husarii, zwycięskiego, skrzydlatego wojska , które ongiś «w imię Maryi» złamało potęgę imperium osmańskiego. Ogromna postać Bogurodzicy swym szerokim, granatowym płaszczem zasłaniała Warszawę. Świadkami Jej zjawienia się były rzesze bolszewików, którzy pozostawili setki świadectw, przekazywane w obozach jenieckich, jak również mieszkańcom wsi, u których szukali schronienia pierzchając z pola walki , a wszystkie te świadectwa są zgodne i wiarygodne. Składali je bowiem ludzie programowo niewierzący w istnienie Boga i Jego Matki (!), żądni zwycięstwa i łupów, którzy uciekali w stanie szoku nerwowego, przerażeni Im znad ramion w górę lecą,
Jak anielskie skrzydła świecą;
(…)
Pani! Pani!
Wszak z pomarłym sług plemieniem
Ty zstępujesz do otchłani
Po raz drugi zdeptać węża!
Wszak z nowego wieku dnieniem
Sprawiedliwość się odnowi
I Ty powiesz szatanowi,
Że Lud polski Twój – zwycięża!
Uderzyła łask godzina!
Znowu z Tobą i przez Ciebie
Myśl przedwieczna, żywa w Niebie,
Żyć pod Niebem rozpoczyna.

Mamy tu niedwuznaczne wyznanie wiary, że zmartwychwstanie Chrystusa było zwycięstwem Maryi, a jakby nowym Jego zmartwychwstaniem ma być właśnie owa przemiana sfery polityki w sferę religijną – wskrzeszenie nadziei pełnej nieśmiertelności, co istotnie można wysnuć z dalszego ciągu Psalmu:
Oto pokolenie tych, którzy Go szukają,
którzy szukają oblicza Boga Jakuba.
Bramy, podnieście swe szczyty,
unieście się, odwieczne podwoje,
aby mógł wkroczyć Król chwały!
„Któż jest tym Królem chwały?”
JHWH dzielny i potężny,
JHWH potężny w boju,
co również stwierdza wieszcz komentując ten Psalm w dalszym ciągu historiozoficznej introdukcji:
Oczywiście tu nastąpi w sumieniu ludzkim rozszerzenie obecności Bożej. – Pan w całej sferze politycznej, kędy dotąd go nie było, przytomnym się stanie; a narzędziem jego Opatrzności do tego nikt inny – jedno naród polski.
– Mowa tu o Ludzkości pierwszym Zmartwychwstaniu , czyli o zmartwychwstaniu Chrystusa w sercach ludzi mówiących: „Nie ma Boga” (Ps XIV, 1), wedle wyjaśnienia samego Pana, że to jest wieczne życie, aby poznawali jedynego prawdziwego Boga oraz posłanego na świat Jezusa Chrystusa (por. J XVII, 3).
Warto zwrócić tu uwagę na wers, który doskonale koresponduje z obietnicą Matki Stworzyciela daną Polsce za pośrednictwem Wandy Malczewskiej: „Lud polski Twój – zwycięża”. W tym kontekście zaimek: „Twój” oraz dalej następujące słowa: „Znowu z Tobą i przez Ciebie Myśl przedwieczna, żywa w Niebie, żyć pod Niebem rozpoczyna”, znaczą: «uczynił mi wielkie rzeczy Potężny i święte Imię Jego» (Łk I, 49).
Te górnolotne strofy mogłyby na pierwszy rzut oka zakrawać na jakąś narodową megalomanię, jednakże nie godzi się ich ignorować, gdyż 15 sierpnia 1920 r. Maryja ukazała się nad wojskiem polskim właśnie tak, jak Ją opisał wieszcz w tym poemacie (!): w towarzystwie objawieniem się potęgi niebieskiej. Być może nie od razu uwierzyli oni w to, co zobaczyli, ale wpadli w popłoch, gdy przekonali się, że nie było to żadne złudzenie, ponieważ wyraźnie widzieli Świętą Postać jako żywą osobę, a pociski przez nich wystrzeliwane odbijały się od tarczy, którą trzymała, i wracały eksplodując na ich własnych pozycjach. „W wielu wsiach mówili bolszewicy, że od Warszawy odpędzili ich nie Polacy, a Matier Bożja”. Mówili też, że „pod Warszawą KTOŚ zabrał im zdolność dowodzenia i chęć do walki”. Panika, jaką w szeregach krasnoarmiejców wywołało ukazanie się Matki Bożej nad wojskiem polskim, staje się tym bardziej zrozumiała, gdy się uwzględni skalę rzezi, gwałtów, zniszczeń i innych okrucieństw, jakich dopuszczali się oni na polskiej ludności kresowej podczas swego zwycięskiego, krwawego marszu na zachód.
A ilości modłów, które w roku 1920 ugasiły pożar ogólnoświatowej rewolucji, nie sposób oszacować, bo na apele Episkopatu Polski oraz Ojca św. Benedykta XV wraz z Polską modlił się cały katolicki świat – wszyscy świadomi grozy sytuacji. Tym bardziej więc można powiedzieć, że ukazanie się Matki Bożej nad wojskiem polskim 14 i 15 sierpnia 1920 r. było jakby epilogiem Jej objawień w roku 1917 – konkretyzacją i wyjaśnieniem tego, co na koniec powiedziała w Fatimie: Jestem Matką Bożą Różańcową.
W świetle powyższych faktów należy postawić fundamentalne pytanie: Dlaczego Matka Boża Łaskawa, Patronka Stolicy, uratowała miasto w roku 1920, a nie uratowała w roku 1939 ani 1944? – Otóż to właśnie tłumaczy, dlaczego Pan Jezus tuż przed wybuchem II wojny światowej domagał się obchodzenia święta Najświętszego Imienia Maryi z całą okazałością. – Samo to słowo zdaje się być tu kluczem: „z całą okazałością”, czyli w taki sposób, aby się okazało, że w Imię Maryi ocalona została Polska i Europa…! Odtąd miała to być pamiątka największej chyba w dziejach Kościoła krucjaty różańcowej, w wyniku której 15 sierpnia 1920 r. Najświętsze Imię Maryi objawiło się w całej okazałości. – Sposób, w jaki Królowa wniebowzięta ukazała się nad wojskiem polskim: w towarzystwie rycerstwa, które 12 września 1683 r. «w imię Maryi» okryło siebie i Ojczyznę nieśmiertelną chwałą, oznacza, że było to zwycięstwo nie samej tylko młodej armii Józefa Piłsudskiego, ale także (i może przede wszystkim) krwi dawnych bohaterów, zwycięstwo, które mogło się uobecnić tylko przez różańcowe zjednoczenie Narodu prowadzonego przez swoją Królową, Hetmankę Żołnierza Polskiego. – Oto najpewniejsza rękojmia zwycięstwa w imię Maryi.
Publiczne zjawienie się Jej na przedpolach Warszawy – wbrew pozorom – było znakiem nie dla niedowiarków, ale dla wierzących, ponieważ ukazała się Ona tylko nieznacznej części Armii Czerwonej, a to po to, byśmy uwierzyli, że niebywały popłoch, jaki w uroczystość Jej Wniebowzięcia ogarnął rosyjskich sołdatów, miał przyczyny nadprzyrodzone, że Królowa Polski istotnie dotrzymała obietnicy danej nam za pośrednictwem Wandy Malczewskiej i że tego dnia rozpostarła Ona swój opiekuńczy płaszcz nad całym wojskiem polskim, nie tylko tam, gdzie była widziana, ergo: że było to istotnie zwycięstwo «w Imię Maryi»…!
Aby sobie uświadomić, że święto Imienia Maryi nie jest wymysłem ludzkim, lecz wolą Najwyższego, trzeba koniecznie nadmienić, że wiktoria wiedeńska 1683 r. w zrządzeniach Opatrzności służyła temu właśnie celowi (!):
W jednym z objawień św. Małgorzaty Marii Alacoque Chrystus Pan zapowiedział podbój Europy przez muzułmanów, którzy mieliby panować w niej przez następne pięć wieków. Po wielu miesiącach bolesnych aktów pokuty oraz żarliwych modlitw wynagradzających Bogu za grzechy Europy święta ponownie ujrzała Zbawiciela, który jej oznajmił: «Bóg cofnął zagniewane ramię, bowiem znalazł się król, który pokonawszy Turków, nie przypisze zwycięstwa sobie, ale Mnie i Mojej Matce».
Otóż prośba Jana III Sobieskiego o ustanowienie w całym Kościele święta Imienia Maryi była zewnętrznym wyrazem właśnie tego, że nie przypisał on zwycięstwa sobie, ale Bogu i Jego Niepokalanej Matce – że chciał wobec wszystkich narodów zamanifestować swoją wiarę i złożyć świadectwo, komu zawdzięcza swoje zwycięstwo, aby wiedziano po wszystkie czasy, że nie sprawił tego własną mocą ani pobożnością (por. Dz III, 12. 16), jak śpiewa Psalmista:
Nie nam, JHWH, nie nam,
lecz Twemu imieniu daj chwałę
za łaskę i wierność Twoją.
Dlaczego mają pytać poganie:
„A gdzież jest ich Bóg?” (Ps CXV, 1-2).
Ale także muzułmanie wyznają, że „nie ma Boga prócz Boga [jedynego]”, wszakże dodając: „A Muhammad [vel: Mohammed, Mahomet, Mehmed] jest jego prorokiem”. Oto więc aby się okazało, kto jest bliżej Prawdy, oraz że Wiernym i Prawdziwym jest Bóg w Trójcy jedyny, trzeba, aby Mu oddawano cześć przez pośrednictwo Świętej Bożej Rodzicielki. Byśmy zaś nie wątpili co do tego, że sam Bóg pragnie, by oddawano Mu chwałę za Jego łaskę i wierność przez święto Najświętszego Imienia Maryi, warto zauważyć, że św. Małgorzata Maria, żyjąc w zakonie kontemplacyjnym, klauzurowym, chyba nie mogła się dowiedzieć ludzkimi sposobami, że Turcja znajduje się właśnie u szczytu potęgi i po 112 latach od klęski pod Lepanto ponownie zamierza dokonać podboju Europy, tym razem pewniejszą – zdawało się – drogą lądową. Również w Rzymie ani w Warszawie natenczas nie wiedziano, że Pan Jezus, aby od niewoli okrutnej lud swój uratować, potrzebował modlitw i ofiar tej pokornej wizytki, ponieważ to dopiero później wyszło na jaw z jej osobistych zapisków.
W tym świetle można ponad wszelką wątpliwość stwierdzić, że zmiażdżenie Stolicy Polski w roku ’44 było efektem zmowy milczenia wokół cudu nad Wisłą, czyli tego, że ludzie przypisywali zwycięstwo sobie, nie interwencji z Wysoka. A przypisywanie sobie nadludzkiej wręcz dzielności i zasług nieuchronnie prowadzi do pychy i próżności. Na owoce nie trzeba było długo czekać: już po kilkunastu latach Warszawa stała się gniazdem rozpusty, gdzie padały europejskie rekordy w ilości zabiegów aborcji (sic!). Mówił o tym Pan Jezus do naszej mistyczki, służebnicy Bożej Rozalii Celakówny. Jej spowiednik zapisał jej wyznanie z początku II wojny światowej:
Zobaczy ojciec, co się stanie z Warszawą… Będzie ona tak zniszczona, że pozostaną prawie same gruzy…
– Skąd o tym, dziecko, wnioskujesz?
– Dał mi to poznać Pan Jezus, że za grzechy Warszawy będzie ona zburzona, niech ojciec to pamięta, co ja teraz mówię, bo jestem pewna, że tak się stanie…

[…]

Któż jak Bóg!

Pobierz plik DOC