Zofia Szczur

O tym, jak Jerycho Różańcowe zmieniło życie tysięcy ludzi w naszym kraju, rozmawiamy z Zofią Szczur, animatorką i przedstawicielką tego nurtu modlitwy w Polsce, która regularnie odwiedza diecezję świdnicką.

Redakcja w-Akcji: Czym jest Jerycho Różańcowe?
Zofia Szczur: To nieustanna modlitwa przed Najświętszym Sakramentem – w tym codzienna Msza Święta, Różaniec i Koronka do Miłosierdzia Bożego – przez 7 dni i 6 nocy, czyli tyle ile trwało zdobywanie starożytnego Jerycha przez Izraelitów pod wodzą Jozuego. Warto zajrzeć do Pisma Świętego i poznać tę biblijną historię. Warto powiedzieć, że Jerycho zostało zdobyte bez działań militarnych, tylko przy pomocy modlitw m.in. psalmami.

Redakcja w-Akcji: Jak rozpoczęła się Pani misja związana z Jerychem Różańcowym.
Tak naprawdę to trzeba się cofnąć aż do roku 1982 roku. Przy katedrze zamojskiej organizowałam grupę Odnowy w Duchu Świętym opartą na Różańcu. Wtedy też bardzo czynnie pracowałam jako nauczycielka w szkole w Zamościu. Pewnego dnia koledzy powiedzieli mi, że do naszego regionu przyjeżdża wielki apostoł, wspaniały człowiek. Pojechałam na spotkanie w Łabuniach do Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi pod wpływem grupy. I pomyślałam sobie: „A posiedzę trochę, żeby im sprawić radość”. Zajęłam pierwsze wolne miejsce od drzwi, żeby w razie czego czmychnąć jak najszybciej z pomieszczenia. Ale gdy p. Anatol Kaszczuk, człowiek starszy, zaczął występować, wtedy przeniknął mnie dreszcz. To był człowiek, którego właśnie pragnęłam spotkać w życiu – nauczyciela. A nie było łatwo mi zaimponować. Miałam dobre wykształcenie. Na KUL-u skończyłam filologię polską, a później jeszcze podyplomowe studia z filozofii i etyki.

Redakcja w-Akcji: Czym Panią ujął?
Pięknie mówił o potędze modlitwy różańcowej i wyjaśniał jej znaczenie. Nakreślał bardzo obrazowo rzeczywistość duchową człowieka. Natychmiast przeniosłam się na pierwsze wolne miejsce z przodu i zaczęłam się w niego wpatrywać. On po chwili przerwał swój wykład i stwierdził w moim kierunku: „Pani do mnie przyjedzie”. Odparłam: „Przyjadę”. I tak ta nasza przyjaźń trwała.

Redakcja w-Akcji: Tak po prostu zaangażowała się Pani w projekt Jerycha Różańcowego? Miała Pani pewnie już swoje życie ułożone.
Byłam aktywną nauczycielką, prowadziłam teatr, organizowałam wyjazdy i obozy harcerskie jako harcmistrz. Ale to, czego szukałam, znalazłam właśnie na drodze pogłębionego życia modlitwy i adoracji. A nauczył mnie tego Anatol Kaszczuk, założyciel Jerych Różańcowych. Wtedy nie wiedziałam, że teraz będę kontynuować jego misję w tym zakresie. Pierwszy raz na Jerycho trafiłam w lutym w 1983 roku. Anatol zmarł w 2005 roku. Udało nam się na jego temat zorganizować już kilka sympozjów. W 2007 roku przeszłam na emeryturę, żeby się zająć w pełni tą inicjatywą. Jeśli chce się coś dobrze robić, trzeba to robić całym sobą.

Redakcja w-Akcji: W jaki sposób kontynuuje Pani jego misję?
Mam prostą zasadę działania – wchodzę w kontakt z ludźmi, stawiam ich wyżej, daję im zadanie organizacyjne, a sama jestem motorem łączącym, spoiwem, najczęściej niewidocznym. Tego właśnie nauczyłam się organizując spotkania Jerych Różańcowych. Zawsze chcemy włączyć w nie jak największą ilość parafii, żeby to było ich dzieło. Nie na zasadzie: „Dla mnie, ze mną i przeze mnie”, ale dla Chrystusa i przez Chrystusa i z Chrystusem przez Niepokalane Serce Maryi. Ludzie wchodzą w zakres Jerycha, nabierają Bożego światła i stają się apostołami.

Redakcja w-Akcji: Jaki jest zasięg Jerycha Różańcowego?
W Polsce organizowaliśmy je w 18 diecezjach, na świecie w kilku państwach.

Redakcja w-Akcji: Kiedy pierwszy raz pojawiła się Pani z tą inicjatywą modlitewną w diecezji świdnickiej?
Pani Teresa Bazała, mieszkanka Ludwikowic zapragnęła zorganizować Jerycho właśnie w tym regionie. Pierwszy raz modliliśmy się w Nowej Rudzie-Słupcu od 15 do 22 lipca 2010. I potem były następne parafie. Ja nie jestem organizatorem Jerych na terenie diecezji. Mnie tylko wzywają, a większość organizują tutejsi mieszkańcy i kapłani, którzy przejęli się Jerychem. Np. w Kudowie-Zdroju odbywało się już 11 razy. Zaczynam unikać miejsc, gdzie dobrze się to kręci, żeby im nie przeszkadzać. Ludzie biorą udział i biorą odpowiedzialność. Potrafią zorganizować taką modlitwę swoimi siłami.

Redakcja w-Akcji: Co jest potrzebne do organizacji Jerycha Różańcowego?
Najlepiej mieć do dyspozycji 24 osoby, które wezmą godzinne dyżury przed Najświętszym Sakramentem przez 7 dni.

Redakcja w-Akcji: Wydaje mi się, że coraz mniej ludzi chodzi do kościoła i coraz trudniej tak dużą i wierną ekipę zorganizować.
Owszem, jest trudno, ale od tego są nasze metody organizacyjne. Nie brakuje ludzi w grupach modlitewnych w naszych parafiach. Trzeba im dać odpowiednie zadania, by poczuli się ważni i potrzebni. Ja też podpowiadam kapłanom: jeśli chcecie mieć dobrze przygotowane Jerycho warto po prostu kontaktować się z parafianami, opowiedzieć im o sile i pięknie adoracji np. z Dzienniczka św. s. Faustyny, czy z objawień choćby św. Małgorzaty Marii Alacoque. Warto to przestudiować samemu i potem wyjaśnić wiernym, dlaczego warto adorować Pana Jezusa.

Redakcja w-Akcji: To pytanie może wydać się retoryczne, ale tylko na pozór: czy taka modlitwa jak Jerycho Różańcowe może rzeczywiście coś realnie zmienić w parafiach?
Nowe wino wlewa się do nowych bukłaków. Kiedyś organizowano 40-godzinne nabożeństwo – ludzie naprawdę chcieli brać udział. Teraz te nabożeństwa trwają 5 godzin, bo inicjatywa została spłycona. W Jerychu liczy się właśnie ta długość adoracji. Ja to porównuje do letniego ciepłego deszczu, który pada na ziemię i powoli ją nasącza. Wylanie wiadra wody od razu nie spowodowałoby wzrostu roślin. Musi być proces, musi być światło. My też jako ludzie potrzebujemy procesu i światła – Bożego, które rozświetla nam drogę.

Redakcja w-Akcji: Jakie jest więc zadanie Jerycha Różańcowego?
Jerycho Różańcowe ma burzyć mury złego w nas i w innych. Z mojego doświadczenia wynika, że ludzie szóstego i siódmego dnia podchodzą i mówią: „Jak ja wiele zrozumiałem. Jestem zadowolony, że brałem udział tak regularnie, adorując godzinę dziennie”. Ludzie mają wiele bolączek, lubią narzekać. Pokierujmy ich do Pana Jezusa. Niech przyjdą i Jemu wszystko powiedzą. Przez tę godzinę niech spróbują przebywać w Jego towarzystwie. Wzmocnią wiarę, ożywią nadzieję i rozbudzą miłość. A potem staną się ogniskiem dobra w swoich rodzinach. Wskazujmy nieustannie na osobową postać Boga – Pana Jezusa, który jest w Kościele żywy i prawdziwy.

Redakcja w-Akcji: Ile Pani już zorganizowała Jerych Różańcowych?
Kiedyś mnie o to jeden z biskupów zapytał i odpowiedziałam: „Ani jednego”. Rzeczywiście było ich sporo, bo prowadzimy ewidencję Jerych i archiwizujemy tę historię. Występuję jawnie, z pozwolenia mojego księdza biskupa, który za mnie bierze odpowiedzialność. I chcę powiedzieć, że nic nie robimy na parafiach bez zgody księdza proboszcza. To niezwykle ważne. Ale proszę pamięci, że to nie ja to organizuję, lecz aniołowie i święci. Ja idę w nurcie, ale nie jestem nurtem. Ja nie jestem tą, która prowadzi.

Redakcja w-Akcji: Jacy ludzie angażują się w Jerycho Różańcowe?
Różni. I całe rodziny i także samotne osoby. Ja się przyznaje, że ja nie mam innych przyjaźni niż te wokół Pana Jezusa. Spotkałam tysiące ludzi, których Jerycho przemieniało. Wielu pamiętam, bo Pan Bóg obdarzył mnie dobrą pamięcią.

Redakcja w-Akcji: Czy Pani zdaniem, bazując na Pani doświadczeniu, adoracja Najświętszego Sakramentu jest w Polsce wystarczająco rozpowszechniona, czy, mówiąc językiem dziennikarskim, potrzebuje jeszcze promocji?
Nawet jak dobrze bije źródło, to trzeba je zawsze oczyszczać. Ja nie biorę odpowiedzialności za całość jeśli chodzi o Jerycho. Adoracja w Polsce jest i to na bardzo różne sposoby. W każdej parafii jest inaczej w zależności np. od kapłanów.

Redakcja w-Akcji: Skąd wzięła się procesja pokutna w ramach Jerycha, którą odbywa się w środku nocy?
Pewne sprawy wynikają po drodze z realizacji powołania. W 1991 roku w Zamościu organizowaliśmy nowennę nieustannej adoracji w intencji Światowych Dni Młodzieży w Częstochowie. Anatol Kaszczuk dowiedział się, że to spotkanie młodzieży są zagrożone, bo w Katowicach jest równolegle organizowany festiwal muzyki rokowej, który miał się zakończyć poświęceniem młodzieży Lucyferowi. Wtedy podjęliśmy za nich nieustanną modlitwę, gdy trwał festiwal. Nagle usłyszeliśmy w kościele jakieś stukania i pukania. Czuliśmy osobową obecność złego. Paraliżował nas lęk, mimo że nikt nic nie widział. Wtedy koleżanka podpowiedziała, że zły tylko pokory i pokuty nie zniesie. Wtedy upadliśmy na kolana odmawiając Koronkę do Bożego Miłosierdzia i całowaliśmy rany Chrystusa, całując podłogę kościoła. Doszliśmy z końca świątyni do balasek i leżeliśmy krzyżem. Po tym akcie pokuty wszystko zniknęło i uciszyło się.

Redakcja w-Akcji: A festiwal? Jak się zakończył?
Moi uczniowie, których uczyłam, opowiedzieli mi potem, że gdy przygotowywano się w Katowicach do czarnej mszy, naglę zagrzmiało i lunął deszcz. Młodzież uciekła na Dworzec PKP, a stamtąd pojechała pociągami do… Częstochowy. I tak procesja nocna pozostała.

Redakcja w-Akcji: Ludzie są chętni, by w niej uczestniczyć?
Tak, choć mówię szczerze, że jeżeli ktoś nie może iść na kolanach albo nie jest przekonany – niech tego nie robi. Tu nie trzeba iść, bo inni idą.

Redakcja w-Akcji: Gdzie szuka Pani inspiracji do tak pogłębionej modlitwy?
W Dzienniczku św. s. Faustyny Kowalskiej – to dla mnie pismo mistyczne, na którym mogę się oprzeć. Wierzę w święte obcowanie. Wierzę, że sekretarka Bożego Miłosierdzia się z nami modli.

Redakcja w-Akcji: A jakby Pani miała zachęcić teraz kogoś do Jerycha, kto nigdy nie miał z tym styczności, co by Pani mu powiedziała?
Pewnie nic nadzwyczajnego. Wytłumaczyłabym mu, co to jest Jerycho, a potem stwierdziła krótko: „Przyjdź i zobacz, Pan Jezus czeka. Nie musisz spełniać żadnych warunków. Jak przy źródle – przyjdź i napij się, bo możesz umrzeć, będąc blisko Niego”.

 

Źródło: wakcji24.pl